Wracam do "Budy"...

Uniwersytet Trzeciego Wieku... Cóż to za dziwadło..??

Z jednej strony miła dla ucha nazwa uczelni, a z drugiej .. hmmm !! Czy zewsząd musi mnie bombardować informacja, że nie jestem już zgrabnym, zdrowym i ślicznym dziewczęciem z ukrytą pod ciemnymi , długimi lokami - głową pełną zwariowanych pomysłów ..? Że moje różowe okulary , które były przez lata bezpiecznie zadomowione na moim ślicznym nosku... wraz ze mną odeszły na zasłużoną emeryturę...?

Młodość..! Gdzie jesteś..? Cóż... teraz można cie znaleźć jedynie na nadgryzionych zębem czasu - starych fotografiach ...

A może powrót do szkolnej ławy da złudne poczucie zatrzymania a nawet cofnięcia się galopującego czasu..??


Zostań w domu...

sobota, 11 września 2021

95- Na ścianach kawiarni...

      Cały świat wie, że nie odbieram telefonów z nieznanego mi numeru... no, chyba że się nudzę i mam kaprys zażartować sobie z przypadkowego rozmówcy. Tak było w ostatni piątek sierpnia.

      Odebrałam, dając rozmówcy kilkanaście sekund aż ów się zorientuje, że to nie ten adres... Tymczasem on dobrze wiedział, kim jestem. Gwoździem rozmowy była wystawa fotograficzna: "120 portretów na 120-lecie Sopotu", na którą zaprosił mnie do bycia jednym z tych 120-tu wyróżnionych.

      Jakim cudem..? Skąd o mnie wiedział i dlaczego JA..? Nie jestem żadnym bohaterem, społecznikiem, artystą ani sławną osobistością..! Ponoć byłam na liście, którą dostali z Urzędu Miasta...

      Czy wiecie jak wyglądają kaprawe małe oczka, które ze zdziwienia osiągają rozmiar śliwki renklody...? Ja już wiem, mimo że lustro nie było do tego potrzebne.

         Na sobotę załatwiłam sobie fryzjerkę a kilka godzin później zjawiła się para fotografów. Sympatyczna Łucja i Krzysztof oraz ich Polaroidy. 

      Na ścianach kawiarni umieszczono coś, co przypominało policyjną kartotekę, tylko bez tych ważnych  numerków.


Wkrótce zjawiła się Elżbieta... ale Przemysław to już nie, bo akurat podbijał Warszawę.

Ale czy to jakaś przeszkoda abyśmy niczym-trójca św.- powisieli sobie na jednej ścianie..?





piątek, 24 kwietnia 2020

94- Zostań w domu..!

   Czarne chmury zawisły nad moją ojczyzną i wcale nie pociesza mnie myśl, że na całym świecie jest podobnie i że tysiące osób ma  gorzej niż ja.
   Z natury jestem samotnikiem i mogłabym przesiedzieć wiele tygodni  w swojej różowej  samotni "nie licząc godzin ni lat..",  nie wychodząc z domu...  i to bez uszczerbku na zdrowiu psychicznym.
Co mi tam jakieś parki, molo, lasy czy spacery brzegiem morza.. Umiem bez tego żyć mając świadomość, że to wyłącznie  mój wybór.
   Nadszedł jednak dzień, w którym moje mieszkanie przestało być azylem - a stało się więzieniem, bo to ktoś obcy zakazał mi uczestniczenia w życiu miasta...i właśnie wtedy zatęskniłam do ludzi i miejsc.
Siedzę więc sobie i szukam pretekstu by ponarzekać.
   O siebie się nie lękam, bo stara jestem i pożytku ze mnie niewiele chociaż sporo mam jeszcze  werwy i możliwości... ale o młodych się boję... i nie tylko wirusa mam tu na myśli ale i bazujący na  nim, tragiczny stan kraju... czyli tego co młodzi mogą stracić... Bezrobocie już szczerzy mordę i otwiera wrota niedostatkowi a nawet bezdomności... Ja sama drżę o moje "miliony" spekulując, czy lepiej zostawić je w banku czy trzymać w skarbonce...    Ale chyba zboczyłam z tematu...
        Co może robić emeryt  aby nie zwariować z nudów - będąc odciętym od świata..?
Ja się tym nie martwię...


   Wróciłam do nauki j. hiszpańskiego, dokończyłam czytać Biedronia i Lemańskiego, próbowałam narysować Natana ale na niczym nie umiałam zatrzymać się na dłużej.
   O internecie, konsoli i  robieniu kolaży - nie wspomnę, bo to przecież moja codzienność...  tylko czy nie zaczęło mi trochę odbijać..?
    Bo co powiecie na  to ?- Babcia Bogusia na ołtarzu.. taka sobie ateistyczna, podstarzała, słowiańska Mona Liza... i ta wisienka na torcie czyli modlący się do niej kurdupel.  
         A najlepsze jest to, że nieźle się tym bawię i nikt nie może mi tego zabronić...


   Nadmiar wolnego czasu trochę mnie przydusił więc wróciłam do wspomnień... do pierwszych wierszy, starych filmów,  fotografii z czasów gdy nie bałam się spoglądać w lustro... znalazłam nawet fotkę mojej pierwszej szczeniackiej miłości...
  O wielu wydarzeniach sprzed lat przypomniałam sobie właśnie dzięki fotografiom, n.p. tu, razem z Cezarym w jednym z odcinków jako "baba w niebieskim"...



Wróciłam też myślami do Rzymu i Wenecji  ...



     Od tygodni włóczyłam się po mieszkaniu- szukając celu... no i znalazłam.
MASECZKI  - wyzwanie na czasie.

     Chociaż szycia nie cierpię,  to teraz dałam się wciągnąć w ten  maseczkowy szał... a więc : Alleluja i do przodu..!!!



poniedziałek, 10 lutego 2020

93- Tegoroczną olimpiadę zacząć czas...

Sobotni poranek... Dzwoni budzik więc zrywam się na równe nogi. Błyskawiczna kawa, byle co na ząb... a kanapki, soczek  i -obowiązkowo-wianek lądują w plecaku...  
Sprawdzam co za oknem a tam ziąb jak diabli... Na szczęście załatwiono mi podwózkę u Groszka. 

Czeka mnie przedpołudnie wśród naszych dzieciaków z Zakonu Feniksa i ekipy wspierającej.
Zbiorowa fotka i motywacja Elżbiety- to tradycyjny wstęp a potem - normalka: młodzi na tortury a starsi do kafejki.. i tak mijały godziny.




Poniżej Elżbieta i Bodziarek w zakonnych togach... Pod koniec jedna z nas dostała głupawki ale nie miejcie mi tego za złe...  czasami tak mam-  (dziamdziaki do telefonicznej tapety to przecież nic strasznego).


Po godzinach co poniektórzy kończyli pisanie i dołączali do starszyzny z dziwnymi minami...
A to ktoś coś pomylił, a to zapomniał... Stres mieszał w dziecięcych mózgach i święcił triumfy. Spoko... Co roku tak jest a potem okazuje się, że wszystko poszło dobrą ścieżką , bo przecież strach ma wielkie oczy i zwyczajowo chodzi ze stresem pod rękę.
Tylko Vitii mi brakowało... tej, której zawdzięczam mój pierwszy portret...


niedziela, 12 stycznia 2020

92- Orkiestra Jurka...

    Dziwna ta nasza styczniowa zima...
Wiatr dmucha jakby chciał wywiać z sopockich ulic resztę jesiennych szeleszczących liści... ale przynajmniej nie ma mrozu ani śnieżnej zawieruchy...
     Wielka Orkiestra dziś rozpoczęła działania ale ja już w piątek napotkałam jej zwiastun w postaci kolorowego ambulansu na sygnale  pędzącego sopocką ulicą.
   Wyglądał tak jak ten... a  może to nawet był ten sam..?


      Za dzisiejszym zaspanym oknem zobaczyłam dwie wolontariuszki, którym wietrzna niedziela nie była aż tak straszna...
    Ja  grzałam stare kości w ciepłym pokoju przy ciepłym grzejniku więc wyrzuty sumienia nieźle targały moim ciepłym szlafrokiem...
     Ciepła herbata dla dziewczyn, mały datek do puszki i wspólna fotka... to owoc dzisiejszego dnia.


Kocham Jurka  z całą jego orkiestrą... i chociaż na Facebook wypełzły pisowskie trolle, to i tak milsze memu uchu jest przekleństwo w ustach Jurka niż błogosławieństwo w ustach toruńskiego obłudnika.

środa, 18 grudnia 2019

91- Kolejna konferencja...

Kota z rządem temu, kto policzy na ilu konferencjach byłam w ciągu ostatnich trzech lat.
Ta ostatnia w ECS w Gdańsku... odbyła się stosunkowo niedawno.


Na scenie Przemysław wylicza sponsorów a ja przymykam oczy i robię rachunek sumienia z czasów mojego dzieciństwa. 
   Jakby to było dzisiaj... zielone ławki z dziurką, temperówka z żyletką, rozwidlona stalówka w drewnianej obsadce wciąż brudny kałamarz w tekturowym tornistrze, biały kołnierzyk... a za brak tarczy na rękawie można było dostać trzciną po łapach...



       Minęło prawie 60 lat i zmiany powinny być bardziej niż widoczne .... tylko, czy kształt i kolor  ławek oraz to co wisi na klasowych ścianach można nazwać pozytywnymi zmianami w szkolnictwie..?
    Czy nie trzeba zajrzeć głębiej, zburzyć skostniałe mury systemu i zacząć budować od nowa...no i odrobinę mądrzej ?





  Donald Dervishi  nauczyciel z Albanii pokazał że w jego kraju szkolnictwo nie zawraca serc ni głów tym, którym zawracać  powinno...  Na slajdach zobaczyłam dzieci w jego wiejskiej szkole, które uczą się nawet podczas deszczu.... pomimo że sufit i dach wygląda jak po bombardowaniu.


  Nauczyciel Adam Ziaja uczy  poprzez podróże  a Piotr Milewski  twierdzi, że gry są wspaniałym pomocnikiem w edukacji...
 
       Wtedy uświadomiłam sobie, że ich pomysły nie są mi obce.
Wprawdzie w moim przypadku są one okrojone z realiów i przestrzeni ale jakże wygodne bo dają się zamknąć w domowych pieleszach.
     Minęło kilka dekad od wiosny gdy łaziłam po rzymskich uliczkach próbując zajrzeć do niektórych budowli ale tylko niewyraźne fotki łączą mnie z tamtym okresem...
      Natomiast dzięki graniu  na konsoli mogę wejść tam  gdzie wtedy wejść nie było mi dane.
To dzięki grom mam okazję podziwiać  z bliska misterne zdobienia w Panteonie,  majaczący za plecami Zamek Anioła mieć na wyciągnięcie ręki czy w Koloseum postawić stopy na placu gdzie gladiatorzy walczyli by przeżyć...
       Pewnie ktoś mi zarzuci, że to tylko gra , ale gdy ma się tyle lat i taki stan zdrowia jak ja- to nie powinien dziwaczyć lecz cieszyć się poznawaniem niedostępnego...
       Jako turystka na rzymskich ulicach byłam zaledwie pyłkiem w tłumie... natomiast jako gracz- jestem zdobywcą... Też spróbujcie.




Gdzieś w połowie obrad znalazł się czas na lunch i pamiątkową fotkę... Patrzajcie, podziwiajcie...
 i  nie próbujcie udawać, że nie zazdrościcie.


niedziela, 17 listopada 2019

90- Halloween i baśnie...

    Byłam dzieckiem, gdy mój brat wykradał ojcu dynie z ogrodu i wycinał im szczerbate gęby by w  środku palić świece (przeznaczone na kolędę).
Potem dostawał w skórę za marnotrawstwo a i tak co roku wszystko się powtarzało.
Dlaczego o tym wspominam..??
Bo teraz - po 60 latach-okazuje się, że Halloween to nowinka z Ameryki a demoniczne świętowanie i przebieranki,  powinny być zakazane.
ZAKAZANE...! Takie hasło, jest niczym paliwo rakietowe dla siedzącego we mnie buntownika. 

Środa- 30 październik.
Wskoczyłam w jeansowe rybaczki, koszulkę z Woodstocku z ogromną kolorową pacyfą
 i założyłam  biblijne skarpety... by pójść na filozofię  przebrana za Gender.


 Przemysław wyrobił się z wykładem szybciej niż zazwyczaj, bo mieli się zjawić niezwykli goście czyli Łowcy Słów.

       Elżbieta i Groszek zajmują się opowiadaniem baśni z wielu zakątków świata...
Nie będę o tym pisać, bo aby  wejść w klimat- trzeba tam być i na własne uszy usłyszeć.
      Mam nadzieje, że Ela wraz z Groszkiem któregoś dnia znów staną na mojej drodze...



        To było nieco dziwne - bo niecodzienne... ale w naszej "piwnicznej izbie" już mało co może mnie zaskoczyć. Nawet to, gdyby do klasy wtargnęła rodzinka tuptających jeży...


Kilka dni później okazało się, że sala U3 kocha jeże...


 

środa, 26 czerwca 2019

89- Kto ci pozwolił odejść..?

     Ostatnia środa czerwca... Na dworze prawie 30 stopni a ja - wbrew rozsądkowi-wybrałam się do synagogi po raz czwarty.
     Z każdą kolejną wizytą - wynoszę coś nowego..
 Nie spodziewałam się, że w pełnym słońcu mroczna Nemezis wyciągnie swoje łapska i zabierze to, co do niej nie należy.
  Gdy Jakub nawijał o miejscu kobiet w Judaizmie - zjawił się posłaniec hiobowych wieści...
 To nie miało tak być.. jeszcze nie teraz... Ja się nie zgadzam.! ! !
 Prawda dotarła do mnie po paru godzinach i dopiero wtedy zabolało mocniej.
 Teraz siedzę i  stukam w klawiaturę a moje JA woła, że dokonano złych wyborów...
 Jutro pewnie ktoś zadzwoni i powie, że się pomylił... że czegoś nie zrozumiał...


  Niestety... zostawiłaś wszystko... nas, ból, swoje niepewności i rozterki, niewypłakany żal i niewyśmiane radości...   Odeszłaś do krainy wiecznej muzyki i niewiędnących kwiatów, tam  gdzie po pachnącej łące tańczy się na bosaka, gdzie tęcza wyrasta spod stóp każdego poranka... i gdzie nic już nie boli.
 Nie pójdę na twój pogrzeb... Niepotrzebna tam baba która bluźni bogom... Usiądę cicho w kącie pokoju i będę ryczeć... Ciebie zapamiętam radosną (czasem ci się to zdarzało)...

   

czwartek, 13 czerwca 2019

88- Człowiek z platyny...

    Są w moim życiu chwile, które coś mi rujnują a potem przychodzi taka zupełnie inna i stawia mnie do pionu, otrzepuje z kurzu i wyciera niepotrzebne łzy...
    Pod koniec kwietnia upadłam boleśnie ale gdy opuściłam mury szpitala- wiedziałam, że na mnie nie ma mocnych.
    Jeszcze dwa tygodnie temu samodzielne przejście 100 kroków było dla mnie nie lada wyczynem... Tymczasem w ostatni poniedziałek nie zawahałam się wyruszyć na wyprawę  do Gdańska...(oczywiście że nie na piechotę..!)
     Co mnie tam ciągnęło..?

      W Filharmonii na Ołowiance chciałam pogratulować i wręczyć kwiaty zdobywczyni tytułu "Człowiek Roku 2018".
Wpierw jednak musiałam przeczekać część poświęconą na  "Top produkty". 
  Na scenie zjawiło się kilku laureatów płci męskiej by odebrać swoje nagrody... 
(wiadomo, że za sukcesem każdego mężczyzny stoi silna kobieta... zatem pytam: gdzież one..???)





I oto nadszedł  moment, dla którego porzuciłam wygodne i bezpieczne miejsce w domu.

     Decyzją Kapituły „Dziennika Bałtyckiego”, prestiżowy tytuł Człowieka Roku 2018 otrzymała niezwykła kobieta: Elżbieta Tatarkiewicz-Skrzyńska – sanitariuszka Powstania Warszawskiego - za piękną lekcję patriotyzmu oraz szacunku do historii, człowieka i życia.


Przyjęcie statuetki, owacje na stojąco i  zejście ze sceny...
       Dopiero wtedy mogłam do niej dojść a za mną reszta jej fanklubu: Agata, Dorota, Przemysław, prezydent Jacek Karnowski  i jeszcze ktoś... i jeszcze...
 Można Elżbietę nazywać człowiekiem z żelaza lub marmuru... ale ja mówię o Niej:  "Człowiek z platyny"...

wtorek, 11 czerwca 2019

87- Kto wcisnął czerwony guzik..?


    Dawno, dawno temu,  gdy jeszcze nie byłam emerytką-  syn podrzucił mi konsolę i  grę dla dzieci...
    Minęło kilka lat a ja zaczęłam odczuwać niedosyt...   nie miałam więc oporów aby w ten wirtualny świat wejść głębiej.
     Babcia grająca w pająka czy w wirtualnego brydża nikogo już nie dziwi... ale taka co to nie zawaha się pociągnąć za spust lub rzucić nożem aby wyeliminować przeciwnika -to już mała sensacja.
   I wszystko by sobie tak cicho funkcjonowało, gdyby KTOŚ  z naszego uniwerku nie wcisnął czerwonego guzika  i nie ruszył medialnej lawiny ze mną w roli głównej. 

    Najpierw filmik Marcina Jankowskiego  https://www.youtube.com/watch?v=4Nu9EXg8YDw 

 potem "Dziennik Bałtycki", "Wysokie Obcasy", a kilka tygodni temu- "Newsweek"...
     Jak do tego dodać umieszczenie wywiadu ze mną na stronach Sopockiego Muzeum- http://sopocianie.muzeumsopotu.pl/relacja/bogumila-bartnicka 
to pomyśleć by można, że  tego nie da się udźwignąć... ale -jak widać-  wytrzymała ze mnie bestia.



Dziękuję więc  Monice J. z Dziennika, Dorocie K.. z W.O, Małgorzacie Ś.  z Newsweeka, Aleksandrze K. z Muzeum Sopotu i kilku innym dziennikarzom  n.p.  Polsatu, którzy zagościli w moich skromnych progach...
 


środa, 17 kwietnia 2019

86- Szukanie człowieka...

Sporo już tu napisałam o moim uniwerku dla babć i o liceum w którym czuję się o wiele lat młodsza, i o tym, co się dzięki temu zdarzyło- a przecież nie musiało.
...Może czas przedstawić dwie osoby, których bym nie poznała, gdyby nie sopocki UTW  i które wniosły  do mojego życia coś nowego, dzięki nim inaczej widzę to co było, co jest i co jeszcze może się wydarzyć.
   Z  natury jestem samotnikiem i najbardziej odpowiada mi towarzystwo własnej osoby... ale kilka lat temu zrozumiałam, że czegoś mi braknie... czegoś widzieć żądam... że oprócz siebie samej - brakuje mi innego człowieka..!
  Najpierw poznałam Przemka - mojego wykładowcę...


Młody i niepozorny z wyglądu - nie zapowiadał swoją obecnością niczego nadzwyczajnego...
Ot, pacholę... chudzinka taka ale z głową pełną wiedzy i pomysłów- tylko co tam mnie do niego..?
Co mu zawdzięczam..? Może to, że stałam się bardziej "JA"... to, że wzięłam się za bary z moim lękiem, wieloma  kompleksami i wygrywam tą bitwę, i to jeszcze, że -może całkiem nieświadomie- wskazał mi kilka  - (do tej pory dla mnie zamkniętych) - drzwi,  które udało mi się wyważyć  paroma kopniakami... i teraz nie boję się iść dalej.

Następna była Dana. Jak na seniorkę zbyt młoda...takie nieprzeciętne  50 + vat.  Kobieta o silnej osobowości, uparta w sobie i otwarta na innych, żwawa i czasem humorzasta ale pełna energii i pomysłów... baba z sercem na dłoni.
   W obliczu choroby, która zabija setki tysięcy osób- pokazała, że jest silna kiedy trzeba...  ale miewała też chwile słabości. Potrzebowała wsparcia ale i sama była (i jest) wsparciem dla innych...
                  No i uśmiecha się teraz coraz częściej- tak jak i ja.





wtorek, 16 kwietnia 2019

85- Dziesiąty kwiecień - dzień wyjątkowy

    
 Wiele lat temu  10 kwietnia  urodziła się wyjątkowa osoba- Elżbieta Tatarkiewicz- Skrzyńska (poczytaj sobie o niej w poprzednich wpisach).
 A niespełna dekadę temu, dziesiątego kwietnia w katastrofie smoleńskiej, śmiercią niepotrzebną zginęła inna ważna kobieta  to Izabela Jaruga Nowacka...
 Tymczasem ja, właśnie dziesiątego -  po raz kolejny ubrana w  kubraczek utkany z resztek pewności siebie, czytałam swoje wiersze... tym razem w Sopotece.



    Niewiele nowych utworów przybyło gdyż odwieczny brak czasu nie pozwala mi na pisanie... niewiele też nowych twarzy mogłam zobaczyć na widowni.
Sopoteka nie zadbała o to, by owo wydarzenie zareklamować, że o wyciszeniu gwaru za tekstylną ścianką - nie wspomnę.. a przecież poezja potrzebuje ciszy.
Postanowiłam więc, że będzie to mój ostatni wieczorek poetycki...
Każdy powinien wiedzieć, w którym momencie zejść ze sceny... 

niedziela, 14 kwietnia 2019

84- Szkoła, belfrzy i uczniowie...

     Już dawno spostrzegłam, że mój czas skurczył się niczym wyjęty z wrzątku moherowy berecik... więc nadmiar wydarzeń nie pozwalał mi na stabilizację... Bez kalendarza i zegarka zwyczajnie bym się pogubiła.

     Kolejny dzień otwarty w moim ulubionym sopockim liceum wyznaczono na pierwszą środę kwietnia...
Tym razem wszystko szło normalnie... Goście robili wrażenie  poukładanych i statecznych, oprócz jednorożca, pudla i niemowlaka nie spotkałam żadnych przebierańców czy cudaków...  Mój Rayman2 nie pozwolił się zainstalować na nowej wersji systemu no i nie było popcornu.


Pocieszała mnie tylko możliwość przytulenia się do Stefana w pracowni biologicznej...


    W niedzielę, zamiast wypoczywać - wypad do Ergo Areny na "Dekalog szczęścia", skąd zostałam prawie porwana na gdańską starówkę aby móc solidaryzować się z nauczycielami, uczniami i ich rodzicami...
   Tylko Neptun samotnie się temu przyglądał i milczał... nie zjawił się nikt odpowiedzialny za ten cały bałagan w szkolnictwie - bojąc się zapewne zdeterminowanych demonstrantów. Natomiast w pobliżu wartę pełnił policyjny radiowóz z obsadą...