Podobno skleroza nie boli a jedynie żylaków można od niej dostać...
I to właśnie jej wina, że na wiele miesięcy zapomniałam o czymś, co mam pod nosem każdego dnia.
8- Moje wierszydła, mój śmietnik psychiczny sprzed kilku dekad i ten obecny, taki ukwiecony ogródek rymów przeróżnych. Były czasy, gdy marzył mi się wydruk moich utworów w formie niewielkiego tomiku ale na kolana powalił mnie koszt łamania tekstu oraz druku. No i wtedy pomyślałam o innej formie zaprezentowania odbiorcom mojego dorobku... o wieczorku poetyckim w jakiejś zacisznej bibliotece przy skromnej widowni. No i udało się ... sześć razy.
Wcześniej, nasz UTW dał do druku dwa tomiki antologii... Wśród utworów kilku niemłodych poetek- znalazły się i moje wierszydła... No bo: Jak się nie ma co się lubi...
Ale marzenia mają to do siebie, że nie umierają po kilku potknięciach...
Zatem, gdy kilka lat temu utworzyłam swój rękopis: "Powstać kolan" postanowiłam, że takich rękopisów powstanie jeszcze kilka i trafią one do rąk godnych, niczym mosiężna phurba- niezwykły klucz do wrót Śambhali... dzięki nim- być może non omnis moriar...