Wracam do "Budy"...

Uniwersytet Trzeciego Wieku... Cóż to za dziwadło..??

Z jednej strony miła dla ucha nazwa uczelni, a z drugiej .. hmmm !! Czy zewsząd musi mnie bombardować informacja, że nie jestem już zgrabnym, zdrowym i ślicznym dziewczęciem z ukrytą pod ciemnymi , długimi lokami - głową pełną zwariowanych pomysłów ..? Że moje różowe okulary , które były przez lata bezpiecznie zadomowione na moim ślicznym nosku... wraz ze mną odeszły na zasłużoną emeryturę...?

Młodość..! Gdzie jesteś..? Cóż... teraz można cie znaleźć jedynie na nadgryzionych zębem czasu - starych fotografiach ...

A może powrót do szkolnej ławy da złudne poczucie zatrzymania a nawet cofnięcia się galopującego czasu..??


Zostań w domu...

czwartek, 22 grudnia 2016

63- Opłatkowe spotkanie w Zakonie...

  Nadszedł czas Szczodrych Godów czyli strojenia drzewek, sianka pod obrusem, czekania  przy zastawionym stole na dodatkowego gościa, kolędowania... dobrych życzeń i przebaczeń.
  Nasz Zakon nie wpasował się w narzucony przez kalendarz termin, bo już dziś w samo południe- spotkaliśmy się w piwnicznej izbie II L.O. aby podzielić się nieobecnym opłatkiem.


    Czcigodne matrony rozsiadły się na wyściełanych krzesłach a młódź- na  podłodze, podtykając sobie pod siedzenia jakieś kocyki czy inne tekstylia.
    Gdy już (zgodnie ze świąteczną tradycją) nasz wykładowca zrzucił obuwie- zjawił się gość dziwny i nieoczekiwany.
   Tajemniczy Władzio wparował do sali krokiem pewnym i z takim grymasem na twarzy, że najbezpieczniej dla nas było słuchać i milczeć.

   Władysław Wilczek, producent wysokiej jakości różdżek o niezwykłych właściwościach, przytaszczył ze sobą wielką walizę z tym towarem... (dokładnie pięć sztuk).
   Każda miała certyfikat na jakość, niezawodność i dopasowanie do klienta.


   Byłam jedną z osób obdarowanych...
Jakieś pół wieku temu  też znajdowałam pod choinką rózgę jednakże intencje daru były inne.
 Gdyby pan Władzio oprócz strugania różdżek zajmował się produkcją osinowych kołków byłabym chętna sponsorować ten jego mały biznes a nawet wejść z nim w kooperację.
    Owinęłam swoją grabową różdżkę tasiemką chroniącą przed działaniem uroków i klątw różnych kikimor, południc czy utopców... a że nie wiadomo, kiedy coś będzie potrzebne  to z braku pod ręką srebrnych naboi czy kołków- i różdżka się przyda.
   A pod koniec spotkania  zapodano nam na Youtube - kreatywne życzenia świąteczne  w wykonaniu naszych dziewczyn...


   

niedziela, 11 grudnia 2016

62- Czarne Stopy...


   W ostatnią środę (7. XII), w auli naszego UTW, na dwie godziny weszłam w świat, o którym większość ludzi jedynie czytała w książkach  Karola Maya.
    Bartosz Stranz z plemienia  Czarne Stopy z Montany, przedstawił nam się w języku swojego plemienia i pozdrowił modlitwą, która wraz z dymem tlącej się topoli  wytworzyła w auli niezwykły klimat.

Wystarczyło przymknąć na chwilę oczy a miało się wrażenie  że  gdzieś za oknami pędzi stado bizonów... że za chwilę wsiądę na łaciatego konia i  gnana wiatrem wyruszę odkrywać nieznane  miejsca gdzieś poza granicą wyobraźni...
     Przywiózł ze sobą mnóstwo ciekawych przedmiotów związanych z kulturą Indian...
Wyszywane koralikami sakwy czy ramki do zdjęć  zachwycały kolorytem i  precyzją wykonania.
 A było tego o wiele więcej...


 Jego opowieściom towarzyszył pokaz slajdów ukazujący kulturę, zwyczaje i obrzędy rodowitych mieszkańców Ameryki, zepchniętych przez najeźdźców (czyt. nas-białych) - do rezerwatów.
  Chętnie i cierpliwie odpowiadał na pytania a ja chwytałam chciwie każde jego słowo.
 Tylko  głupio się czułam przyciśnięta garbem wstydu za nieobecnych.
    Zrobiłam kilka zdjęć i ośmieliłam się nawet poprosić o fotkę we dwoje obok wygarbowanej i ozdobionej przez niezwykłego gościa- jeleniej  skóry...



Nie tylko wspólną fotką zostałam obdarowana ale też kawałkiem -wykonanego z obsydianu- grotu z indiańskiej strzały, który jest bardzo stary... od setek lat bowiem, Indianie do polowań - używają strzelb.
  Postanowiłam, że będzie on moim talizmanem. Czy w mojej mocy jest go tym uczynić?
Cóż- jeśli tak postanowię- to tak właśnie się stanie.


Dopiero po zamknięciu sali dotarło do mnie, że wraca teraźniejszość, że jestem głodna i chce mi się siku. W trakcie spotkania byłam w zupełnie innym świecie... 
Nie zdążyłam nawet podziękować Mikołajowi J.



Filmik a właściwie jego pierwsze 5 minut to rytm magiczny, dodający energii a jednocześnie działający jak mantra... Może nie działa to w ten sposób na każdego ale ja mam duszę wrażliwą i otwartą na niezwykłe doznania...




61- Ten dzień


 To był spokojny i w miarę ciepły dzień.  Trzeciego grudnia, w sopockiej, wypełnionej magicznym brązem i odcieniami starego złota kafejce wraz z koleżanką po piórze- zaprosiliśmy gości do wspólnej podróży po zakątkach naszych emocji i wyobrażeń, zamkniętych  w nie zawsze posłusznych słowach.


Nostalgia- tęsknota za ojczyzną...  Ale za jaką ?
    Bo przecież nie wszyscy są tego świadomi, że ojczyzna to nie tylko miejsce na mapie...
to przede wszystkim- miejsce w nas samych, w naszych umysłach, w sercach...
   To tam nosimy drugą, inną ojczyznę... tę, którą sami przez lata budowaliśmy na zrębach wspomnień, tęsknot, zachwytów i łez.
   Moja ojczyzna posiada nawet własne barwy i zapachy...
Piszę o tym w jednym ze swoich (wzgardzonych) utworów.
Oto urywek z wiersza "Słowa nasze Powszednie"


..... Były inne - szlachetne i kruche...
delikatne jak stara koronka
do babcinej przyszyta serwety
lub jak pieśń nad kołyską- matczyna.
I pachniały te słowa ojczyzną,
-tą błękitną, zieloną i złotą....
wielką pajdą wiejskiego chleba
i kwitnącym bzem przy parkanie....





60- Człowiek człowiekowi człowiekiem...



Jest 29 listopad... Ściśnięci niczym sardynki w puszce -zwłaszcza my na tylnym siedzeniu- jedziemy na spotkanie z wyjątkową zakonnicą, do Centrum Solidarności w Gdańsku.
   Tematyka TABU... przynajmniej w moim kraju.
Osoby LGBT w Polsce są zepchnięte poza margines społeczeństwa... nie istnieją, nie ujawniają się... i wcale im się nie dziwię.
 W mojej ojczyźnie można dostać po pysku za nieodpowiedni kolor włosów czy długość spódniczki... a za nieodpowiednie słowo czy odmienny światopogląd- można zostać zglanowanym, więc co czeka nieostrożnego geja za to, że się ujawni- aż boję się myśleć.



 To, że mądra zakonnica (Jeannine Gramick) działa na rzecz takich osób - jakoś mnie nie dziwi, jednak to, że wpuszczono ją do Polski-  jak najbardziej.
 Bo co obchodzą  biskupów słowa jakiejś tam kobity:
  -"Jezus wychodził do tych, którymi społeczeństwo gardziło. Ja staram się robić to samo. Zapominamy o tym, że: "...posłuszeństwo władzy nie jest najwyższą cnotą, najwyższą cnotą jest miłość".

  Aha..! Był tam jeszcze ksiądz, ale charyzmę zostawił gdzieś na zewnątrz.
         Podobno wielu go lubi, niektórzy nawet szanują, ale co z tego... Nie dorównał on mądrością swojej współ-prelegentce, zamiast odpowiadać na zadawane pytania- nawijał mętnie i wykręcał się niczym piskorz w soli.
  Dla mądrej, zbuntowanej i wytrwałej w tym co robi zakonnicy- WIELKI SZACUNEK ... a  księdzu - moje milczenie.