Wracam do "Budy"...

Uniwersytet Trzeciego Wieku... Cóż to za dziwadło..??

Z jednej strony miła dla ucha nazwa uczelni, a z drugiej .. hmmm !! Czy zewsząd musi mnie bombardować informacja, że nie jestem już zgrabnym, zdrowym i ślicznym dziewczęciem z ukrytą pod ciemnymi , długimi lokami - głową pełną zwariowanych pomysłów ..? Że moje różowe okulary , które były przez lata bezpiecznie zadomowione na moim ślicznym nosku... wraz ze mną odeszły na zasłużoną emeryturę...?

Młodość..! Gdzie jesteś..? Cóż... teraz można cie znaleźć jedynie na nadgryzionych zębem czasu - starych fotografiach ...

A może powrót do szkolnej ławy da złudne poczucie zatrzymania a nawet cofnięcia się galopującego czasu..??


Zostań w domu...

piątek, 24 kwietnia 2020

94- Zostań w domu..!

   Czarne chmury zawisły nad moją ojczyzną i wcale nie pociesza mnie myśl, że na całym świecie jest podobnie i że tysiące osób ma  gorzej niż ja.
   Z natury jestem samotnikiem i mogłabym przesiedzieć wiele tygodni  w swojej różowej  samotni "nie licząc godzin ni lat..",  nie wychodząc z domu...  i to bez uszczerbku na zdrowiu psychicznym.
Co mi tam jakieś parki, molo, lasy czy spacery brzegiem morza.. Umiem bez tego żyć mając świadomość, że to wyłącznie  mój wybór.
   Nadszedł jednak dzień, w którym moje mieszkanie przestało być azylem - a stało się więzieniem, bo to ktoś obcy zakazał mi uczestniczenia w życiu miasta...i właśnie wtedy zatęskniłam do ludzi i miejsc.
Siedzę więc sobie i szukam pretekstu by ponarzekać.
   O siebie się nie lękam, bo stara jestem i pożytku ze mnie niewiele chociaż sporo mam jeszcze  werwy i możliwości... ale o młodych się boję... i nie tylko wirusa mam tu na myśli ale i bazujący na  nim, tragiczny stan kraju... czyli tego co młodzi mogą stracić... Bezrobocie już szczerzy mordę i otwiera wrota niedostatkowi a nawet bezdomności... Ja sama drżę o moje "miliony" spekulując, czy lepiej zostawić je w banku czy trzymać w skarbonce...    Ale chyba zboczyłam z tematu...
        Co może robić emeryt  aby nie zwariować z nudów - będąc odciętym od świata..?
Ja się tym nie martwię...


   Wróciłam do nauki j. hiszpańskiego, dokończyłam czytać Biedronia i Lemańskiego, próbowałam narysować Natana ale na niczym nie umiałam zatrzymać się na dłużej.
   O internecie, konsoli i  robieniu kolaży - nie wspomnę, bo to przecież moja codzienność...  tylko czy nie zaczęło mi trochę odbijać..?
    Bo co powiecie na  to ?- Babcia Bogusia na ołtarzu.. taka sobie ateistyczna, podstarzała, słowiańska Mona Liza... i ta wisienka na torcie czyli modlący się do niej kurdupel.  
         A najlepsze jest to, że nieźle się tym bawię i nikt nie może mi tego zabronić...


   Nadmiar wolnego czasu trochę mnie przydusił więc wróciłam do wspomnień... do pierwszych wierszy, starych filmów,  fotografii z czasów gdy nie bałam się spoglądać w lustro... znalazłam nawet fotkę mojej pierwszej szczeniackiej miłości...
  O wielu wydarzeniach sprzed lat przypomniałam sobie właśnie dzięki fotografiom, n.p. tu, razem z Cezarym w jednym z odcinków jako "baba w niebieskim"...



Wróciłam też myślami do Rzymu i Wenecji  ...



     Od tygodni włóczyłam się po mieszkaniu- szukając celu... no i znalazłam.
MASECZKI  - wyzwanie na czasie.

     Chociaż szycia nie cierpię,  to teraz dałam się wciągnąć w ten  maseczkowy szał... a więc : Alleluja i do przodu..!!!



poniedziałek, 10 lutego 2020

93- Tegoroczną olimpiadę zacząć czas...

Sobotni poranek... Dzwoni budzik więc zrywam się na równe nogi. Błyskawiczna kawa, byle co na ząb... a kanapki, soczek  i -obowiązkowo-wianek lądują w plecaku...  
Sprawdzam co za oknem a tam ziąb jak diabli... Na szczęście załatwiono mi podwózkę u Groszka. 

Czeka mnie przedpołudnie wśród naszych dzieciaków z Zakonu Feniksa i ekipy wspierającej.
Zbiorowa fotka i motywacja Elżbiety- to tradycyjny wstęp a potem - normalka: młodzi na tortury a starsi do kafejki.. i tak mijały godziny.




Poniżej Elżbieta i Bodziarek w zakonnych togach... Pod koniec jedna z nas dostała głupawki ale nie miejcie mi tego za złe...  czasami tak mam-  (dziamdziaki do telefonicznej tapety to przecież nic strasznego).


Po godzinach co poniektórzy kończyli pisanie i dołączali do starszyzny z dziwnymi minami...
A to ktoś coś pomylił, a to zapomniał... Stres mieszał w dziecięcych mózgach i święcił triumfy. Spoko... Co roku tak jest a potem okazuje się, że wszystko poszło dobrą ścieżką , bo przecież strach ma wielkie oczy i zwyczajowo chodzi ze stresem pod rękę.
Tylko Vitii mi brakowało... tej, której zawdzięczam mój pierwszy portret...


niedziela, 12 stycznia 2020

92- Orkiestra Jurka...

    Dziwna ta nasza styczniowa zima...
Wiatr dmucha jakby chciał wywiać z sopockich ulic resztę jesiennych szeleszczących liści... ale przynajmniej nie ma mrozu ani śnieżnej zawieruchy...
     Wielka Orkiestra dziś rozpoczęła działania ale ja już w piątek napotkałam jej zwiastun w postaci kolorowego ambulansu na sygnale  pędzącego sopocką ulicą.
   Wyglądał tak jak ten... a  może to nawet był ten sam..?


      Za dzisiejszym zaspanym oknem zobaczyłam dwie wolontariuszki, którym wietrzna niedziela nie była aż tak straszna...
    Ja  grzałam stare kości w ciepłym pokoju przy ciepłym grzejniku więc wyrzuty sumienia nieźle targały moim ciepłym szlafrokiem...
     Ciepła herbata dla dziewczyn, mały datek do puszki i wspólna fotka... to owoc dzisiejszego dnia.


Kocham Jurka  z całą jego orkiestrą... i chociaż na Facebook wypełzły pisowskie trolle, to i tak milsze memu uchu jest przekleństwo w ustach Jurka niż błogosławieństwo w ustach toruńskiego obłudnika.