Wracam do "Budy"...

Uniwersytet Trzeciego Wieku... Cóż to za dziwadło..??

Z jednej strony miła dla ucha nazwa uczelni, a z drugiej .. hmmm !! Czy zewsząd musi mnie bombardować informacja, że nie jestem już zgrabnym, zdrowym i ślicznym dziewczęciem z ukrytą pod ciemnymi , długimi lokami - głową pełną zwariowanych pomysłów ..? Że moje różowe okulary , które były przez lata bezpiecznie zadomowione na moim ślicznym nosku... wraz ze mną odeszły na zasłużoną emeryturę...?

Młodość..! Gdzie jesteś..? Cóż... teraz można cie znaleźć jedynie na nadgryzionych zębem czasu - starych fotografiach ...

A może powrót do szkolnej ławy da złudne poczucie zatrzymania a nawet cofnięcia się galopującego czasu..??


Zostań w domu...

wtorek, 30 maja 2017

70- Ksiądz jakich niewielu...

Mój stosunek do kościoła i jego urzędników jest z reguły- paskudny.
Ale jak każda reguła i ta ma swoje wyjątki.
Jeszcze nie tak dawno, kapłanów, których darzyłam szacunkiem było trzech, a na dzień dzisiejszy jest ich czterech (w tym jedna zakonnica).
 Jak na takiego zatwardziałego antyklerykała jak ja- to i tak dużo.
 Ksiądz Wojciech Lemański... kim jest i dlaczego kościół go tak nie lubi..?
Czym się "zasłużył", że teraz może go zniszczyć jeden biskupi podpis..?



 Ksiądz, który żyje zgodnie z ewangelią, szanuje swoich parafian, nie czyści im portfeli, nie boi się pracy fizycznej..?  A może właśnie to się purpuratom nie podoba, że ma ON trzeźwy osąd rzeczywistości i własne zdanie ..?
Taaak... to chyba to.
Kościołowi nie są potrzebni pracownicy myślący lecz posłuszni..!
Wojciech Lemański jak mało kto zasługuje na noszenie koloratki, gdyż nie uczynił z niej immunitetu lecz wizytówkę swojej wiary...



     Wczoraj w Sopockiej Galerii Sztuki uczestniczyłam w spotkaniu z ks. Lemańskim.
 Mówił  językiem prostym i nie wyczułam tam fałszu ani poczucia winy..  bo i za co..?
 Ale nosi w sobie ŻAL.. to można było wyczytać między wierszami jego wypowiedzi.
 Od lat wiadomo, że kościół może zniszczyć człowieka jeśli tylko ma taki kaprys...
 I to jest wyjątkowo smutne.
    

czwartek, 25 maja 2017

69- Księżowska szczerość...

 Wiele się  wokół mnie dzieje a przecież dopiero wiosna...
Wtorkowy wieczór w Sopotece  to spotkanie z wyjątkowo ciekawym człowiekiem...
 Krzysztof Charamsa-  ksiądz... wysoko postawiony urzędnik kościoła katolickiego, zdeklarowany gej, autor  bestselleru odsłaniającego prawdziwe oblicze instytucji kościoła.

 Pamiętam wrzesień 2000 roku, kiedy to miałam przyjemność poznać osobiście innego polskiego kapłana, którego trylogia otworzyła mi oczy na ciemną działalność kościoła w Polsce. Nawet nie otworzyła ale potwierdziła, że to co wiem o kościele- to w ogromnym wymiarze- prawda.



Napisał on wtedy, że zdaje sobie sprawę iż nadejdzie dzień, kiedy to długie ręce kościoła upomną się o byłego księdza i wymierzą mu karę.
 I tak się stało w lutym 2016r. Zarzuty szyte tak grubymi nićmi, że nawet imbecyl nie da się na to nabrać... a jednak zapadł wyrok: areszt "tymczasowy" na 3 miesiące... areszt, który wciąż trwa.

Ale powrócę do  ostatniego wtorku...
Ks. Krzysztof zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie a wierzcie mi, że osób zyskujących sobie moją sympatię, zasługujących na mój uścisk dłoni - jest niewielu.
  Słuchałam go z uwagą, gdyż wiele z tego co mówił utwierdza mnie w przekonaniu, że moje osądy  K.K. nie są bezpodstawne.
 Spotkanie trwało ponad dwie godziny i każde jego słowo warte było zapamiętania.


 Ja, do jego wypowiedzi będę wracać często, dlatego jestem zła, że książka, w którą się zaopatrzyłam, nie jest szyta tylko klejona... no i swoim nieznośnym zwyczajem - poprosiłam o wspólną fotkę.


68- Przyszła kryska na Matyska...


Od kiedy pamiętam- kochałam być uczennicą.
Nawet teraz, kiedy mogłabym sobie jako człowiek wolny od obowiązków- oglądać seriale w TV, przesiadywać godzinami w kościółku czy łazić do innych babć na ploty- ja wybrałam siedzenie w szkolnej ławce.
 Jakiś tydzień temu- role się odwróciły i na prawie pół godziny wcieliłam się w rolę wykładowcy.
 Sama opracowałam temat  z okresu PRL-u a dokładniej, z czasu od wydarzeń grudniowych 1970 aż po stan wojenny.
Był to oczywiście materiał skompresowany, gdyż  nie da się opowiedzieć kilkunastu bogatych w wydarzenia lat, w ciągu pół godziny ale trudno...
 Chciałam pokazać, że "komuna" to nie piekło, że Jaruzel to nie zdrajca, że prałat to nie taki znowu sługa boży... że kartki na żywność to najlepsze na tamten czas rozwiązanie więc nie ma z czego drwić...







Ciekawiło mnie też, co młodzi ludzie wiedzą o tamtych czasach, czy uczą się tego w szkole- a jeśli tak- to jak się materiał nauczania  konfrontuje z moim osobistym doświadczeniem...



czwartek, 4 maja 2017

67- SMC - dzień drugi...

 Moja skromna osoba była planowana tylko na czwartek.
Piątek miał być dniem, w którym mojej ewentualnej nieobecności- nikt nie powinien zauważyć.
 Ale - nie wiadomo kto, kiedy i dlaczego zdecydował, że "Babci PlayStation" było trochę za mało... więc trzeba ją w coś jeszcze wkręcić.
 Zaproszono mnie zatem do piątkowego panelu o budowaniu społeczności w internecie.


  Nawijano głównie o działalności na  YouTubie.... a czym ja biedniutka mogłam w tym temacie zabłysnąć, skoro moim środowiskiem naturalnym jest Facebook..?



Kawa... królestwo za kawę  !
  Tej akurat nie brakowało, wiec z pełnym kubkiem i garścią  ciasteczek usiadłam  wśród zieleni.
I tam znalazła mnie  Ida...
 Pogadałyśmy sobie, jakbyśmy się znały od lat, a przecież nasza znajomość była krótka i krucha...   Nie da się zaprzeczyć, że kobiety posiadają w sobie dziwną moc, która przełamuje wiele barier.

Później poszłam podglądać inne zakamarki  GCS i natknęłam się tam na dwóch młodzieńców, którzy  zdecydowali się na kilkuminutowa ucieczkę do świata  poza realem.



  

wtorek, 2 maja 2017

66- Social Media Convent...

 Wiem, że jestem osobnikiem, który szuka dziury w całym, lubi włożyć kij w mrowisko lub palec między drzwi ale jest to o tyle bezpieczne o ile mam nad tym kontrolę.
 Kiedy natomiast ktoś mnie w coś wkręca- to czuję się niepewnie.
 I znów nie potrafiłam odmówić Przemysławowi...
 Tym razem było groźnie, gdyż w roli jaką miałam odegrać - stanęła mi na drodze całkowita nieznajomość j. angielskiego.
 Im bliżej byłam Gdańskiego Centrum Solidarności, tym większa była pewność,
że 27 kwiecień  zapisze się w moim życiorysie jako kompletna porażka. 
  No i wybiła "godzina zero" ...
Uzbrojona w  mikroport i ściągawkę- wyszłam na scenę...
Dyskretny uśmiech zastąpił mi  resztę pewności siebie,  która tam, za kulisami trzymała za mnie kciuki...
 Wiedziałam jedno: albo wypłynę albo się utopię..


    Były dwie maleńkie wpadki językowe ale widownia odebrała je raczej- jako efekt zamierzony.
Czarodziejskim zaklęciem był zwrot : "Babcia PlayStation".
Wyglądało na to, że publiczność polubiła mnie na tyle, że gotowa byłaby
wybaczyć mi kolejną wtopę, do której na szczęście- nie doszło.
  Prelegentka, którą zapowiedziałam miała teraz swoje 20 minut, Tymczasem  ja wtuliłam się w bezpieczny fotel na widowni.


   To, na co czekałam, było planowane po lunchu.
Robert Biedroń na scenę miał wejść po 15-ej ...  Na tego gościa czekałabym nawet do dwudziestej.
Jest dla mnie jedną z nielicznych osób publicznych, do których żywię szacunek.
 Za nic nie  chciałam przegapić możliwości zrobienia wspólnej fotki...
 Przemysław też sobie na to ostrzył pazurki ... tylko jak i w którym momencie..?...
Pan Robert  zaproponował selfie we troje z widownią.
Obaj się do tego przyłożyli, ale fotka  Przemka nie wypaliła..(gdzież on kupował swojego smartfona- w ciucholandzie..?)
Na szczęście, SMC miało na podorędziu - fachowca od zdjęć.