Tym razem nie spędziłam go -tak jak mam w zwyczaju- na samotnym spacerze, zamoczeniu dłoni w Bałtyku i zakupem pierwszych ciętych kwiatów...
W tym roku wiosna przyszła do mnie sama... Usiadła cicho w kącie kafejki i wraz z nieliczną widownią wsłuchała się w opowieści Joanny i w moje wiersze..
W tym roku moja wiosna zmieniła szatę z zieleni na czerń... bo wiosna to przecież ONA, a tego dnia większość kobiet - tak jak mogła- wyrażała swój sprzeciw przeciwko przemocy i durnym sadystycznym ustawom, które mają nas zepchnąć do roli istot uległych.
Piekło kobiet, które funduje obecna władza - spycha nasz kraj poza margines cywilizacji...
O siebie się nie boję.... tylko Ojczyzny mi żal i córki i wnuczek...
Mam wielki szacunek dla tych, które nie bacząc na chłód i inne przeciwności, ramię przy ramieniu weszły w zaklęte kręgi i pokazały, że są razem, że mają odwagę i że- jeśli zajdzie taka potrzeba- skoczą do gardła swoim przeciwnikom...