Pod koniec trzeciego semestru dałam się namówić na udział w spotkaniach literackich prowadzonych na naszym UTW przez poetkę p. Ewę Polińską-Mackiewicz.
Spotkania przebiegały w atmosferze wzajemnego zrozumienia ale zaczynały mnie nudzić.
Za mało tam było poezji w POEZJI, a w drodze na Parnas- drogowskazy wysyłały mylne sygnały....
Bardziej przypominało mi to spotkania rozgadanych babć przy smakowitych ciasteczkach i nieobecnej herbatce.
Zaczęłam zastanawiać się nad wyborem: albo coś się zmieni albo ja spadam ....
Po kilku tygodniach, dałam się namówić na wyciągnięcie z szuflady moich utworów i -o dziwo- spotkałam się z przychylną oceną w oczach naszej mentorki...
Gdy wypłynął pomysł wydania naszej pierwszej uniwersyteckiej antologii, pomyślałam sobie, że moje kolejne (czwarte), młodzieńcze, zwariowane marzenie ma szansę na realizację...
Ach te głupie dziecięce marzenia... Zamieszkać w różowym pokoju, zagrać w filmie, zostać malarką (to nic, że tylko niedzielną..)- one już się spełniły... Teraz przyszedł czas, aby kilka moich wierszy trafiło "pod strzechy".... Nic tak nie motywuje poety, jak zapach farby drukarskiej...
A co do przebiegu i tematyki naszych spotkań literackich, to postanowiłam co nieco namieszać i w celu delektowania się twórczością uznaną- przywlekłam Broniewskiego z cichym postanowieniem, że następny będzie Lechoń..
Jego wiersz "Piastunka" powalił mnie na oba kolana ... Wymolestowałam więc od niego zarówno skromną dedykację jak i namiary na miejsce w sieci, gdzie jest dostęp do jego dorobku....
Poszukałam, znalazłam i postanowiłam, że Gajda wygryzie Lechonia na kolejnych spotkaniach...
Kończy się rok szkolny...
W poniedziałkowy wieczór, szesnasty dzień czerwca, spotykamy się jeszcze na spektaklu o tym, jakimi oczami patrzono na kobiety kiedyś i czy coś się w tej materii zmieniło... A pod koniec imprezy ma zostać zaprezentowany pierwszy numer naszej Antologii z utworami piszących pań (i jednego pana).
Piszę : "pierwszy numer", gdyż mam nadzieję, że co rok pojawiać się będą kolejne...
W oczekiwaniu na tę chwilę, chodzą za mną i natrętnie dopraszają się uwagi - słowa poety z Wrześni...:
Czyste niebo nade mną, w barwie lapis lazuli,
Znów szerokie łopiany rozpostarły baldachim.
Kiedy zamknę powieki, wszystko pachnie i szumi,
jak opowieść sprzed wieków, która z głębin powstaje..........