To dwudniowa zamknięta impreza i bez identyfikatora to sobie możesz człowieku co najwyżej kawałek stoczni pooglądać.
Aż mnie łapa swędzi by napisać, kto mnie tam wkręcił - bo pietra miałam jak diabli, ale dziś mogę tylko podziękować za kolejną przygodę w swoim pokręconym emeryckim życiorysie.
Podziękować za moje pierwsze przejście po czerwonym dywanie, za możność wysłuchania tego co wielu ciekawych ludzi miało do powiedzenia, za spotkanie Jagi i Jana, za możliwość podania dłoni Aleksandrze i Arlenie...
Wiele też działo się w kuluarach.. tam młodzi ludzie chcieli porozmawiać i zrobić sobie wspólną fotkę z "grającą babcią"...
Najbardziej byłam zdziwiona, gdy po wejściu na scenę ze świadomością, że kamera widzi wszystko - nie pojawiła się moja hydra i nie ścisnęła za gardło...
Czyżbym była gotowa na kolejne przygody bez przepełniającego mnie lęku ale za to plecakiem pełnym ciekawości i energii ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz