Dokładnie 23 września pod wieczór wzięłam się za bary z jednym z moich lęków i powaliłam paskudę na obie łopatki.
To był mój paniczny lęk przed występem publicznym.
W ten pamiętny dzień wrześniowy w przytulnej sopockiej bibliotece samodzielnie przeczytałam większość swoich wierszy a kolorytu tym zmaganiom dodawał pokaz slajdów moich prac malarskich i hafciarskich.
Muszę jednak przyznać się, iż miałam na podorędziu zawór bezpieczeństwa w osobach dwóch Hań. Na szczęście- nie były one daniem głównym tylko apetycznym deserem.
Odbyło się to w bardzo kameralnej atmosferze, przy ciasteczkach i lampce wina w miłym chociaż niewielkim gronie.
Może to i lepiej, że pojawili się tylko ci, którzy się pojawili..?
Oprócz naszej gospodyni był również wyposażony w sprzęt foto- pan Krzysztof. (ciekawe, dlaczego nie ma go na żadnej z wielu fotografii.?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz