Wracam do "Budy"...

Uniwersytet Trzeciego Wieku... Cóż to za dziwadło..??

Z jednej strony miła dla ucha nazwa uczelni, a z drugiej .. hmmm !! Czy zewsząd musi mnie bombardować informacja, że nie jestem już zgrabnym, zdrowym i ślicznym dziewczęciem z ukrytą pod ciemnymi , długimi lokami - głową pełną zwariowanych pomysłów ..? Że moje różowe okulary , które były przez lata bezpiecznie zadomowione na moim ślicznym nosku... wraz ze mną odeszły na zasłużoną emeryturę...?

Młodość..! Gdzie jesteś..? Cóż... teraz można cie znaleźć jedynie na nadgryzionych zębem czasu - starych fotografiach ...

A może powrót do szkolnej ławy da złudne poczucie zatrzymania a nawet cofnięcia się galopującego czasu..??


Zostań w domu...

niedziela, 9 czerwca 2024

98- Spełnione marzenia / wyzwania - Część 3

 

Skończyły się czasy młodości i myślenia o niebieskich migdałach. Skończyło się łażenie po świecie z głową w chmurach... Czas stanąć twardo na ziemi, podjąć trudne decyzje i zrobić wszystko aby wyjść z tego jako zwycięzca.

Były to nie tyle marzenia co wyzwania... a raczej takie  dwa w jednym.

5- Jako ktoś o wykształceniu zawodowym, wiedziałam, że wiele w życiu nie osiągnę. 

 Jako 22 latka dostałam od  zakładu pracy propozycję i możliwość zrobić średnie i maturę w Technikum Kolejowym jako słuchacz zaoczny. Ale mój pan i władca miał  lepszy pomysł... więc machnął mi drugie dziecko. 

   Dopiero w 1979 r.  - ja - matka  dzieciom i żona mężom- miałam za sobą świeżo zdany egzamin maturalny. (średnia 4,7- kiedyś nie było szóstek). 

Dzięki niemu, jeszcze przed wprowadzeniem stanu wojennego- poszłam na  kurs Dyżurnego Ruchu  a rok później rozpoczęłam pracę na wymarzonym przez siebie  stanowisku. 


 

Gdy rozpoczęłam naukę w Zaocznym Studium Zawodowym w Gdyni - musiałam nauczyć się kłamać by mieć wymówkę na każdą okazję. O tym, że się uczę a w związku z tym pracuję na pół etatu - wydało się niespełna rok przed maturą.  Ale była awantura !!!

Tymczasem kolejne marzenie spełnione..! Moje kolejne zwycięstwo..!


6- Następnym marzeniem a raczej życiową koniecznością był rozwód. Gdy się ma toksycznego małżonka, gdy życie przypomina narastający ból zęba to - rozwód  bywa jedyną słuszną decyzją. Przygnieciona ciężarem wieloletniej depresji nie sądziłam, że jest on w zasięgu moich rąk... a jednak.  Rozwód cywilny rozwiązał sąd  a rozwód kościelny nie był konieczny, gdyż mój ślub kościelny od początku- był nieważny. 

 Czyli można odfajkować kolejne wyzwanie... 


7- No i czas na kolejne - chyba ostatnie wyzwanie.

Papierosy... wpadłam w ten nałóg nie będąc jeszcze pełnoletnią. 

Najpierw moje życie kontrolowała matka, potem mąż a przez 37 lat - władzę nade mną miało  śmierdzące sianko zawinięte w skrawek papieru.

Z pomocą przyszła mi angina. Mój ostatni dymek to:  31 styczeń 2004r. godz 18:30.nastawnia dysponująca GPW.

 


Dopiero następnego ranka zorientowałam się, że moje papierosy zostawiłam w pracy.  

Kilkanaście godzin bez papierosa. Jako palacz powinnam  czuć głód nikotynowy..... a tymczasem ja, przewróciłam się na drugi bok, mając swój nałóg głęboko poniżej pleców. 

Na nocną służbę dotarłam bez oznak nikotynowej tęsknoty i tak minęło kolejne 12 godzin.

Miałam pierońską satysfakcję, że nie palę już wiele godzin, nie dlatego że nie mam co palić, ale nie palę, bo sama tak zdecydowałam. !!! 

Ale to nie wszystko... obliczyłam, ile kasy szło miesięcznie na fajki (kupowałam tzw. "wagonami").   Na tamten czas wychodziło 300 zł. miesięcznie czyli 3.600 zł.  rocznie... a więc było o co zawalczyć !. 

O nagrodach z tych pieniążków w stylu :nowe okna - nie wspomnę ale jak przyszło do wykupu zakładowe mieszkanie- było z czego dołożyć... czyli kolejne zwycięstwo na moim koncie . BRAWO  JA !!!

wtorek, 21 maja 2024

97- Spełnianie marzeń - część 2

4Malowałam od kiedy umiałam utrzymać w dłoniach kredki.  Najpierw były to zwykle mazaje a potem dziwolągi  z wieloma kończynami, wielkimi głowami i trudno było odgadnąć czy to mieli być ludzie czy może zwierzęta.  Lata leciały i szło mi coraz lepiej... co wcale nie znaczy, że szło dobrze .Urodziłam się z brakiem talentu ale wtedy nie miało to dla mnie znaczenia.

Z czasem zdałam sobie sprawę, że Matejko ze mnie nie będzie ale półślepy Picasso z demencją- być może już tak. Po śmierci mojej mamy znalazłam na jej pawlaczu kilka sporych związanych sznurkiem pakietów ... to były moje zeszyty z kolorowymi koszmarkami. Rozbeczałam się wtedy .. ONA to wszystko zbierała, to było dla NIEJ ważne. A we mnie zaczęła  rosnąć potrzeba malowania.

Zatem jak tylko przeszłam na emeryturę postanowiłam cieszyć się kolorami, tak jak w czasie dzieciństwa więc kupiłam sztalugi, farby, pędzle i inne malarskie duperele.

 Wprawdzie talentu w dalszym ciągu nie mam, ale czy to  może być przeszkodą w realizacji moich planów...marzeń ? Zawsze można naśladować  lepszych od siebie.



 Będzie tego więcej... Cierpliwości !


 

czwartek, 4 kwietnia 2024

96- Trzeba marzyć... część 1

 Część 1

Długo tu mnie nie było, więc czas nadrobić zaległości.

Zacznę od rachunku sumienia... Na tapetę pójdą marzenia- głównie te z lat dziecięcych i młodzieńczych,

W okresie dorosłości, czasu na tworzenie marzeń a tym bardziej na ich spełnianie- zabrakło...  aż nadszedł odpowiedni moment, czyli starość.

 No właśnie- często słyszałam : "pracuj jak długo ci się uda, bo emerytura, to oczekiwanie na śmierć.."

Tymczasem ja, czas swojej emerytury wiodę zgodnie ze skrótem: H.W.D.P. więc : 

-Hulaj dusza - czyli już nic nie muszę ale wiele mogę

-Wolność- na przekór utartym zasadom

-Dobrostan - cokolwiek to znaczy

-Poszukam- a jak nie znajdę- sama sobie zrobię

 Nie lubię długaśnych  wstępów a sama to robię... więc wracam do wątku głównego... 

Marzenia. Dzielę je na dwie grupy:

a)- Marzenia, które muszą pozostać w swoim dziwnym świecie czekania na cud. O nich na razie zapomnę.

b)- Lepiej późno niż wcale ... czyli temat na dzisiaj.

1- Moim najstarszym marzeniem było wbiegnięcie na scenę, w białych skarpetkach, z wianuszkiem na głowie,  z bukietem kwiatów aby je dać artyście lub innemu wielkiemu człowiekowi. To był taki piękny zwyczaj w Operze leśnej. 

W dzieciństwie się nie udało ale od czego jest pomysłowość emeryta ? Elżbieta Tatarkiewicz Skrzyńska nie jest artystką ale jest Wielkim Człowiekiem.

 

2- W wieku 15 -18 lat, (jak wiele moich rówieśniczek)  marzyłam o byciu aktorką i oczami wyobraźni widziałam siebie u boku przystojnego aktora na planie filmowym w Hollywood...  Dopiero jako emerytka (baba w niebieskim)- znalazłam się na planie jednego z odcinków serialu- razem z Cezarym...


 3- Gdy miałam lat-16 z groszami- zagościłam w pokoju mojej kuzynki. Ja i moi bracia odrabialiśmy lekcje przy kuchennym stole  a ona miała swój własny pokój... 

Był niewielki  z białymi meblami, białym sufitem i białymi drzwiami a cała reszta pokoju była różowa. Jak ja jej wtedy zazdrościłam. Gdy 30 lat temu dostałam mieszkanie w Sopocie - wspomnienie wróciło i teraz mieszkam w swoim własnym "Różowym Królestwie".


Kolejne marzenia będą w następnym poście, bo pewnie tak jak ja- nie lubicie dłużyzn...