Minęły zbyt długie wakacje... Nie napiszę, że się w tym czasie nudziłam bo to nieprawda... ale tęskniłam pierońsko.
Zrekompensowałam więc stracony czas- dokładając sobie w trzecim semestrze warsztaty artystyczne.
Więc teraz, oprócz kontynuacji psychologii i religioznawstwa, doszedł jeszcze decoupage... (ech... ta moja słabość do kolorów)...
Wczoraj byłam na pierwszych zajęciach prowadzonych przez sympatyczną Karolinę W.
Niektóre z pań znały już tą technikę, ale kilka z nas było zupełnie zielonych w temacie...
Na początek poszło ozdabianie kamieni. Różne takie płaskie kamloty aż kusiły, aby pójść z nimi nad wodę i "puszczać kaczki"...
Ale tym razem ... No cóż.. jak nowicjusze coś popsują, to nie będzie żal wyrzucić..
No cóż.. Pierwsze śliwki-robaczywki...
Pod koniec zajęć pstryknęłam kilka fotek, aby kolorowym kolażem podsumować te dwie godzinki twórczego mozołu...
Następne przypadki też zamknę w kadrze, ale już tylko swoje...
Bo tak myślę sobie... może by nam p.Karolina stronkę internetową założyła, a tam mogłaby powstać piękna galeria prac naszych oraz tych, które powstały rok temu i wcześniej...
Teraz muszę się rozglądać za czymś, co zastąpi kamienie..
Mam drewniane pudełko na pędzle, ale ozdobię je dopiero wtedy, gdy technika decoupage - odkryje przede mną wszystkie swoje tajemnice.. Na chwilę obecną, będę musiała zadowolić się słoikiem, kubkiem lub podstawkiem....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz