Od kiedy pamiętam- kochałam być uczennicą.
Nawet teraz, kiedy mogłabym sobie jako człowiek wolny od obowiązków- oglądać seriale w TV, przesiadywać godzinami w kościółku czy łazić do innych babć na ploty- ja wybrałam siedzenie w szkolnej ławce.
Jakiś tydzień temu- role się odwróciły i na prawie pół godziny wcieliłam się w rolę wykładowcy.
Sama opracowałam temat z okresu PRL-u a dokładniej, z czasu od wydarzeń grudniowych 1970 aż po stan wojenny.
Był to oczywiście materiał skompresowany, gdyż nie da się opowiedzieć kilkunastu bogatych w wydarzenia lat, w ciągu pół godziny ale trudno...
Chciałam pokazać, że "komuna" to nie piekło, że Jaruzel to nie zdrajca, że prałat to nie taki znowu sługa boży... że kartki na żywność to najlepsze na tamten czas rozwiązanie więc nie ma z czego drwić...
Ciekawiło mnie też, co młodzi ludzie wiedzą o tamtych czasach, czy uczą się tego w szkole- a jeśli tak- to jak się materiał nauczania konfrontuje z moim osobistym doświadczeniem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz