Minęły dopiero dwa semestry składające się z tylko dwóch przedmiotów i jednego wykładowcy... więc powinnam czuć mały niedosyt... Tak się jednak nie stało i to dzięki "misjom pobocznym"...
O niektórych z nich wspomniałam we wcześniejszych postach,...ale przecież to nie wszystko...
W połowie marca usłyszeliśmy opowieść o Martynie.
Jej walka ze stwardnieniem rozsianym, to codzienne zmagania z przeciwnościami losu, z bezradnością medycyny i absurdem "służby zdrowia"... Bo chorować w Polsce - to toczyć bezustanną walkę beznadziei z wolą życia bez bólu...
I jakoś niewielu obchodzi to, że w środku tego chaosu tkwi ktoś taki jak Martyna... zwyczajny chory człowiek, którego nie stać na niezbędne leki, a tym bardziej na zwyczajowe "koperty z prądem"...
Paranoja...!! To przecież nic innego, jak jawna i przyklepana polskim prawem -eutanazja ...
Ale co my, narzekający na strzykanie w kolanie - możemy o tym wiedzieć..?
Jeśli ktoś nie odpisuje 1% ze swoich podatków na jakąś organizację... może pomóc Martynie..!
http://mielyna.blogspot.com/p/od-grudnia-2010-roku-przyjmuje-lek.html
Innym atrakcyjnym przeżyciem było dla mnie uczestnictwo w dwóch prowadzonych przez Przemysława S. warsztatach.. i to w zupełnie innej sopockiej kolorowo witającej przybyszów-uczelni...
Ale teraz nie będę się nad tym rozwodzić..
Bardzo dziękuję za pamięć i słowa. Życzę samych pozytywnych wrażeń na Uniwersytecie:) Pozdrawiam, Martyna
OdpowiedzUsuńTo miłe że weszłaś tu i zostawiłaś okruszek siebie... Ze swej strony życzę Ci, abyś mogła żyć bez bólu i abyś na swej drodze spotykała "lekarzy z prawdziwego zdarzenia".
UsuńPozdrawiam z Sopotu -Bogumiła..