Uniwersytet Trzeciego Wieku... Cóż to za dziwadło..??
Z jednej strony miła dla ucha nazwa uczelni, a z drugiej .. hmmm !! Czy zewsząd musi mnie bombardować informacja, że nie jestem już zgrabnym, zdrowym i ślicznym dziewczęciem z ukrytą pod ciemnymi , długimi lokami - głową pełną zwariowanych pomysłów ..? Że moje różowe okulary , które były przez lata bezpiecznie zadomowione na moim ślicznym nosku... wraz ze mną odeszły na zasłużoną emeryturę...?
Młodość..! Gdzie jesteś..? Cóż... teraz można cie znaleźć jedynie na nadgryzionych zębem czasu - starych fotografiach ...
A może powrót do szkolnej ławy da złudne poczucie zatrzymania a nawet cofnięcia się galopującego czasu..??
Sobotni wieczór -08.listopada- był przepełniony miłością starą, staroświecką a jednocześnie ciągle młodą...
Takim klimatem był wypełniony każdy kąt sali, w Dworku Sierakowskich, gdzie czytane był wiersze Teresy Ferenc i listy Zbigniewa Jankowskiego, którzy prawie cały czas trzymali się za ręce....
Wieczór był ciepły, magiczny że nie chciało się wracać do domu...
W kolejną sobotę , na piętrze Almie, w czarodziejskim świecie Wiktora Sopocianina, można było posłuchać na żywo ukraińskiej grupy Galicia Folk Band...
A dziś, w II L.O. kolejny wieczór z twórczością Agaty Christie... Po interesującym filmie przy słodkich ciasteczkach- trochę andrzejkowej magii, wróżenie z wosku...
Wyszły mi podobno dalekie, niezwykłe krainy, a co zatem idzie - podróże.
Lecz chuda emerytura, dziurawe zdrowie i niechęć do ruszania się poza 3miasto- nie pozwolą mi na realizację...
Tymczasem ja, odnalazłam w moim wosku boginkę z greckich mitów i towarzyszącego jej lwa...
Tylko co to może oznaczać..??
Wraz z rozpoczęciem roku szkolnego, ruszyły też misje poboczne.
W połowie października gościłam na wieczorze literackim z naszym "klubowym rodzynkiem", pod hasłem "Fraszki Waldemara"... ma ich on sporo, bo wydał już drugi tomik.
Kilkanaście takich fraszek można znaleźć w naszej Antologii.
Potem roztańczone (piąte już) Targi Seniora...
W ostatni wtorek października- kulturalne spotkanie w sopockiej galerii sztuki, które rozpoczęło
się od oglądania kolorowych zacieków i koszmarnych -pewnie wycofanych
z produkcji- wzorów tapet....
Sztuka malarska Leona Tarasiewicza być może się komuś podoba...ale ja tego nie trawię.
Mam bardzo podobne zacieki w piwnicy, tylko nie tak błękitne...
(poniżej ściągnięty z netu obraz Leona T)
Natomiast na piętrze, obrazy z prywatnej kolekcji Żerlicynów-Żarskich,
autorstwa kilku malarzy realistów z Rosji, przykuwały wzrok... Niestety
nie pozwolono robić zdjęć....
Dzień zakończył się podróżą po Lombardii dzięki opowieściom i slajdom podróżnika Daniela M.
W trzy dni później -seans filmowy w II L.O. pod troskliwym okiem p. Lidii D.
Klimat Halloween wyzierał z każdego kąta ..
Jakaś szczerbata mała dynia płomiennie uśmiechała się do mnie a lampiony drzemały sobie na parapetach...
A do tego mrożąca atmosfera filmu działała na wyobraźnię...
Na wiosnę - w związku z tymi filmami- coś się pod kierownictwem p.Lidii szykuje... ale cicho sza, aby nie zapeszyć...
Natomiast dzisiaj trafiłam na opowieści pewnego wilka morskiego... Kapitan Gabriel Oleszek (student naszego UTW) opowiadał o swoich morskich wyprawach, ilustrował to fotkami... można było również zaopatrzyć się w napisaną przez niego książkę (autograf autora- gratis)...
Kapitan Gabriel nie tylko pisze książki ale również maluje obrazy ... jeden z nich, pozwoliłam sobie wmontować w fotkę...
Spotkanie miało miejsce w jednej z sopockich bibliotek, i odbyło się w otoczeniu (chyba dwóch tuzinów) obrazów p. Urszuli Osińskiej, która także jest słuchaczką naszego uniwerku...
Oj...! Zawojowali seniorzy ten nasz biedny Sopot...
No i dobrze...!
Nareszcie skończyły się upalne i zbyt długie wakacje.
Dziś w sopockiej Galerii, spotkaliśmy się na inauguracji nowego roku akademickiego dla zbyt wcześnie urodzonych studentów...
Pierwszakom prezydent miasta J. Karnowski wręczał indeksy a panie zostały dodatkowo obdarowane prezydenckim cmokiem w łapkę...
Następnie głos zabrała opiekunka naszego literackiego klubu p. Ewa Polińska-Mackiewicz .
Długo wyczekiwana Antologia ujrzała wreszcie światło dzienne... Jeszcze kilka zdań o tym, że już nie kochamy poezji i mój utwór jako przekąska (a może zachęta..?)...
Zwieńczeniem spotkania był -jak zwykle wyjątkowo interesujący - wykład Przemka Staronia pod hasłem (patrz obrazek)..
Tak uroczysty dzień został zwieńczony obowiązkowymi pysznymi lodami "u Włocha"...
No i zaczęło się ...
Tales z Miletu, którego postrzegałam jako zwykłego matematyka, okazał się również prekursorem filozoficznego myślenia...
Niczym rozbitek na tratwie, gdzieś pośrodku oceanu wołający: " Woda, woda.... tyle wody dookoła i ani kropli do picia...! " no i pomarł biedaczek odwodniony na amen...
oraz film, który mnie wyjątkowo zaciekawił...
Polecam..!
Pierwsze spotkanie miało charakter poznawczy i organizacyjny....
W piwnicznej izbie II sopockiego Liceum, pod czujnym okiem Przemysława Staronia, spotkali się młodzi wiekiem a starzy wiedzą -czyli Zakon Feniksa... oraz nowicjat.... taka tam sobie młódź i starszyzna z wiedzą - jak można się domyślać- śladową.
Teraz muszę zdobyć wymagany podręcznik i będzie można wejść w labirynt pytań mądrych, zawiłych i pewnie nie dla każdego wygodnych...
Bo czymże jest Filozofia..? Dzieleniem włosa na czworo... szukaniem dziury w całym czy może wtykaniem kija w mrowisko..?
Raczej czymś o wiele ważniejszym... To szukanie odpowiedzi na pytania, które ludzie zadają sobie od wieków... i raczej tych odpowiedzi nie znajdują..
Przynajmniej nie takich, które można by zamknąć w kilku zwięzłych zdaniach...!
Ostatnia sobota była dniem czytania Sienkiewicza w całym kraju... tak więc i Sopotu- szwedzki "Potop" ominąć nie mógł...
W środku dnia, przed Galerią Sztuki zjawił się sam Onufry Zagłoba, dwie urocze białogłowy (pewnikiem Basia zwana hajduczkiem i Krzysia )... i jeszcze chyba Ketling, bo zielony i wysoki, z czego wnoszę, że małemu rycerzowi do pięt nie dorastał...
Czytanie rozpoczęła Oleńka i Kmicic - sprytnie przebrani za p. Lidię z II L.O. i podróżnika Daniela , zatem wielu, dało się zwieść na te przebieranki...
I tak się nam sopocianie rozczytali... od pacholąt z II liceum począwszy na dostojnych matronach z UTW skończywszy.
Czasem mijały nas nieokrzesane grupki, hałaśliwe i dla literatury
szacunku nie mające, ale pewnie byli to szwedzcy szpiedzy lub nie stroniący od okowity - kmiecie z
pobliskich wsi...
Moja sobota skończyła się wyszukiwaniem Trylogii w formacie pdf na cudzych Chomikach...
a wiadomo, że kto szuka ten znajdzie..!
Dziś postanowiłam, że w pod-blogu o uniwerku dla babć, królować będzie podstawówka..
Nasza Klasa zasłużyła sobie na to..
Są w naszym życiu chwile, kiedy czas zatrzymuje się w miejscu.
Taką magiczną moc mają wspomnienia ...
A jeśli je pomnożyć kilkakrotnie, to ów czas jakby się zaczynał cofać...
Takie zjawisko miało miejsce dwa dni temu...
Ale od początku...
Jeden z "naszych", mieszkający w Nadolu, nad jeziorem Żarnowieckim, już po raz trzeci skrzyknął naszą bandę urwipołciów ze szkoły podstawowej nr. 10 w Gdyni Chyloni...
Tym razem dodatkowo przybyły dwie szalone babcie aż z Australii i Norwegii.. reszta, to mieszkańcy trójmiasta....
Nadole, to niewielka kaszubska wieś nad jeziorem, siedziba skansenu...
Byłam tam już kiedyś... więc na wieść, że znów jestem zaproszona, postanowiłam, że kołowrotek mojego kolegi, który nie dał się sprzedać przez internet i o mało nie skończył jako opał- powinien znaleźć swoje honorowe miejsce właśnie w skansenie...
W Nadolu wylądowaliśmy w samo południe. Nie byliśmy pierwsi ale i nie ostatni.
Jako pierwszy, powitał nas rozgrzany grill a obok, pod zadaszeniem czekał stół biesiadny.
Żarełko było różne i różniste...wędzone ryby, mięsko z rusztu oraz najważniejsze, bo to co lubię najbardziej- czyli roślinki w postaci sałatek i surówek... a na wprost mojego miejsca panoszył się poćwiartowany arbuz... Wiadomo.. Bogda czerwonemu nie przepuści...
Była też oprawiona duża fota, dzięki której miała nam wrócić pamięć do nazwisk i twarzy sprzed prawie pół wieku...
I pomyśleć, że kiedyś ci chłopcy ciągnęli nas za warkocze, kradli ołówki... a teraz obcałowują po rękach i policzkach..
Ale nie samym żarciem i napitkiem nas uraczono...
Po przekazaniu kołowrotka i zwiedzaniu skansenu, czekała na nas miła niespodzianka..
Tort, na widok którego panie żałowały, że powinny dbać o linię i
cholesterol miał chyba ze trzy kilogramy i był pysznie czekoladowy...
Mniam, mniam...!
Natomiast zespół "Nadolanie", w którym śpiewa również nasza gospodyni,
wystąpił tego dnia WYŁĄCZNIE dla nas..
W takim nastroju mijały godziny i nadszedł czas powrotu...
Zbiorowa fotka będzie nam przypominać o dniu, w którym panie były kojarzone w/g nazwisk , których nie używały już od wielu lat...
Na "dowidzenia" wymieniliśmy swoje e-maile, nr. telefonów.... każdy dostał płytkę CD oraz własnoręcznie wykonany przez naszego gospodarza czyli Zdzicha W. - herb wsi.
No to do następnego razu...!!
Mam nadzieję, że za rok spotkamy się w większym gronie... że Zdzichu S. zwycięży chorobę... Gabrysia G. i Jan U. przyjadą z Niemiec, a ci, którzy mieszkają w trójmieście zostaną odszukani... (w końcu mamy internet..)
Studenci UTW rozpoczęli wakacje lecz nic nie stoi na przeszkodzie by kontynuować naukę w terenie i ruszyć w dalszą wędrówkę szlakiem innych wyznań - jak to już mamy w zwyczaju.
Tym razem naszym celem była Sala Królestwa u sopockich Świadków Jehowy...
Sala była jasna, czysta i chroniła przed upałem a nasi gospodarze przywitali nas serdecznie.
Chyba byli ociupinę zaskoczeni ilością babć, które nasz Przemysław ściągnął w to niecodzienne miejsce...
Mówili interesująco i zwięźle , potem pytania z naszej strony, wspólna fota a na odchodne - kilka broszurek na wiadomy temat.
Pod koniec trzeciego semestru dałam się namówić na udział w spotkaniach literackich prowadzonych na naszym UTW przez poetkę p. Ewę Polińską-Mackiewicz.
Spotkania przebiegały w atmosferze wzajemnego zrozumienia ale zaczynały mnie nudzić.
Za mało tam było poezji w POEZJI, a w drodze na Parnas- drogowskazy wysyłały mylne sygnały....
Bardziej przypominało mi to spotkania rozgadanych babć przy smakowitych ciasteczkach i nieobecnej herbatce.
Zaczęłam zastanawiać się nad wyborem: albo coś się zmieni albo ja spadam ....
Po kilku tygodniach, dałam się namówić na wyciągnięcie z szuflady moich utworów i -o dziwo- spotkałam się z przychylną oceną w oczach naszej mentorki...
Gdy wypłynął pomysł wydania naszej pierwszej uniwersyteckiej antologii, pomyślałam sobie, że moje kolejne (czwarte), młodzieńcze, zwariowane marzenie ma szansę na realizację...
Ach te głupie dziecięce marzenia... Zamieszkać w różowym pokoju, zagrać w filmie, zostać malarką (to nic, że tylko niedzielną..)- one już się spełniły... Teraz przyszedł czas, aby kilka moich wierszy trafiło "pod strzechy".... Nic tak nie motywuje poety, jak zapach farby drukarskiej...
A co do przebiegu i tematyki naszych spotkań literackich, to postanowiłam co nieco namieszać i w celu delektowania się twórczością uznaną- przywlekłam Broniewskiego z cichym postanowieniem, że następny będzie Lechoń..
Tymczasem, 5-ego czerwca miałam okazję (z której skwapliwie skorzystałam)- poznać osobiście laureata kolejnego konkursu "O Złote Pióro Sopotu"- pana Witolda Michała Gajdę.
Jego wiersz "Piastunka" powalił mnie na oba kolana ... Wymolestowałam więc od niego zarówno skromną dedykację jak i namiary na miejsce w sieci, gdzie jest dostęp do jego dorobku....
Poszukałam, znalazłam i postanowiłam, że Gajda wygryzie Lechonia na kolejnych spotkaniach...
Kończy się rok szkolny...
W poniedziałkowy wieczór, szesnasty dzień czerwca, spotykamy się jeszcze na spektaklu o tym, jakimi oczami patrzono na kobiety kiedyś i czy coś się w tej materii zmieniło... A pod koniec imprezy ma zostać zaprezentowany pierwszy numer naszej Antologii z utworami piszących pań (i jednego pana).
Piszę : "pierwszy numer", gdyż mam nadzieję, że co rok pojawiać się będą kolejne...
W oczekiwaniu na tę chwilę, chodzą za mną i natrętnie dopraszają się uwagi - słowa poety z Wrześni...:
Czyste niebo nade mną, w barwie lapis lazuli, Znów szerokie łopiany rozpostarły baldachim.
Kiedy zamknę powieki, wszystko pachnie i szumi,
jak opowieść sprzed wieków, która z głębin powstaje..........
Sporo postów poświęciłam seniorom z doskoku i imprezkom dodatkowo wzbogacającym szarą codzienność wcześnie urodzonych studentów z U.T.W....
Czas wreszcie skrobnąć cokolwiek z wykładów...
Dzisiejsza lekcja religioznawstwa mieniła się wszystkimi kolorami tęczy.
Na mnie, ilość Bogów i ich koloryt nie zrobiły większego wrażenia, gdyż religie wielu narodów- to moje dawne hobby.... ale Koło Dharmy zobaczyłam po raz pierwszy. Nie wiedziałam nawet, że istnieje... a tym bardziej - że jest czymś bardzo ważnym, a właściwie-najważniejszym..
Otóż jest ono wyznacznikiem ośmiu szlachetnych ścieżek, które w połączeniu z czterema szlachetnymi prawdami- tworzą drogowskaz w drodze do Nirwany...
Muszę trochę więcej dowiedzieć się na ten temat... mam na to całe wakacje...
"Kulturalny wtorek dla seniora", czyli kolejna okazja by się odchamić nie płacąc za wstęp...
W sopockiej Galerii Sztuki było kilka wystaw ale najmilsza dla moich oczu, to ta na parterze, gdzie pozytywnie rzuciły mi się na wzrok obrazy artystów pochodzących z Armenii, chociaż płótna Sedy Bekaryan ominęłam szerokim łukiem (nie mój klimat)... natomiast przy ikonach Armen Khojoyaan oraz malarstwie olejnym Gagika Parsamiana- zatrzymałam się na dłużej...
Na dwóch kolejnych piętrach znajdowały się grafiki dla widzów dorosłych... Ale to nie erotyka w nich zawarta do gustu mi nie przypadła, ale atakujący niepokój a nawet agresja. Nie chciałabym spotkać się z takim artystą sam na sam w czasie gdy był w trakcie tworzenia...
A na poddaszu czekała na nas sierżant Karina z pokazem pouczających slajdów.
Co do metody "na wnuczka", to mnie żaden ziomal w pole by nie wywiódł, ale na administrację lub policjanta- to już nie wiem, może i dałabym się nabrać...
Potem podróżnik p. Daniel miał nas poprowadzić po Francji... ale komputer odmówił współpracy...
No cóż... Miał być to wtorek pełnej kultury- a załapałam się na zaledwie 65% ...
Na przystanku autobusowym w Chyloni, moją uwagę przykuł pewien nie młody już mężczyzna.
Seniorów w jego wieku w Trójmieście jak mrówków... a jednak nikt inny nie rzucił mi się na wzrok...
Pan Ryszard jest słuchaczem gdyńskiego UTW gdzie szlifuje język angielski i kto wie - co jeszcze...
a swej aktywności nie ogranicza jedynie do pływania i śmigania na rolkach.
Jego postawa i nastawienie do emeryckiej niedoli - powaliło mnie na obie łopatki... Zanim nadjechał mój autobus- zdążyłam mu podać swój adres e-mail a on obiecał, że się odezwie... Zobaczymy...
I pomyśleć, że kilkanaście lat temu, normą było wciskanie babć w kwadratowy schemat: wnuki, lekarz, kościół i telenowele... a dla dziadków: działka, wędkowanie i sport w telewizorni ...
Świat stanął na głowie... no i chwała Bogu..!!
Dzisiejszy "dzień otwarty" w II L.O. w Sopocie był szalony i kolorowy...
Po korytarzach snuły się postaci z historii, legend, filmów... chyłkiem minęła mnie złota kosmitka i śliczna Hinduska w błękitnym sari... Dwie egzotyczne spódniczki z "trawy" zaszumiały zbiegając ze schodów......
Przemysław S. przedstawił mnie młodzieńcowi wyglądającemu jak przeciwnik Batmana, do którego po chwili dołączył drugi magik- i oboje za pomocą kart i metalowych kółek - zrobili mnie na cacy...
Plątający się przy umundurowanej dziewoi srogi Wiking, wytłumaczył
mi, dlaczego jeszcze nie posiada rogów, a pod koniec mojej tam wizyty-
spotkałam Jezusa...
Najbardziej zaskoczyło mnie, gdy jedna z uczennic rozpoznała moją skromną osobę stwierdzając, że zagląda na mojego bloga...
Dobrze wiem, kto jest tego sprawcą..!
W klasie polonistycznej zostałam poddana obróbce cyfrowej w wyniku czego -wylądowałam na plakacie filmowym, z którego wygryzłam Angelinę Jolie.
Wraz ze mną, jeszcze trzy osoby zostały poddane tego rodzaju torturom... (Dana całująca Brada Pitta, Teresa zwiedzająca Rzym z jakimś sławnym aktorzyną i bliżej nie znany mi Roman)
Na ekranie wyświetlały się fotografie z Peru, Turcji i innych miejsc, gdzie pozostawił ślady swych stóp - podróżnik p. Daniel M.
Już wcześniej (dokładnie rok temu), dzięki niemu, miałam okazję przewędrować przez Ukrainę, którą udokumentował...
(patrz post http://mojuniwerek.blogspot.com/2013/09/16-wiosenna-galeria-sztuki.html )
Dzisiejszy dzień był jednym z nielicznych, kiedy czułam się jak w czasach, gdy sama byłam uczennicą z tarczą na rękawie i białym kołnierzykiem przy satynowym fartuszku...
Dziękuję Ci Przemysławie, że dajesz nam możliwość wejścia raz na jakiś czas w inny świat.
Wprawdzie metryki nie oszukamy, ale w duszy robi się jakoś młodziej i radośniej...
Hiszpański kącik na korytarzu liceum im. Bolesława Chrobrego...